Filipiny to pierwsza zagraniczna i egzotyczna podróż po pandemii Covid-19. Do Filipin lecimy Turkish Airlines. Kryzys energetyczny wywołany przez Putina wojną na Ukrainie spowodował, że promocje do Azji po ok. 2000 PLN przeszły do historii. Najtańsze bilety jakie udało nam się kupić do Filipin kosztowały 3000 zł. Niestety bilet w tej cenie wiązał się z długim oczekiwaniem na lotnisku w Istambule ponad 12 godzin. Niemniej jednak Turkish Airlines nie została przez przypadek jedną z najlepszych linii lotniczych na świecie. W Istambule udaliśmy się do do biura Turkish Airlines , gdzie zaoferowano nam nocleg w czterogwiazdkowym hotelu. Z propozycji skorzystaliśmy i oprócz noclegu otrzymaliśmy również w pakiecie obiad. Warto dodać że Turcy dali nam obiad na krótkiej trasie Warszawa- Istambuł. Podobna sytuacja miała miejsce na trasie Istambuł-Warszawa gdy wracaliśmy z Filipin. Europejskie linie lotnicze na tak krótkich trasach oferują szklankę wody i ewentualnie malutki batonik. Kilkanaście godzin w Istambule spędziliśmy zwiedzając okolice Hagia Sophia. Niestety Istambuł jest tak rozległym miastem że dwa razy dłużej jechaliśmy z hotelu położonego w okolicy starego lotniska do Hagia Sofia niż zwiedzaliśmy okolice świątyni. Do środka Hagia Sofia nie udało nam się dostać ze względu na ogromną kolejkę do kas. Do tej pory trudno mi uwierzyć, że w połowie stycznia tyle osób zwiedza Istambuł.
Samolot z Istambułu do Cebu leciał kilkanaście godzin z tak zwanym stop over w Manili. Na lotnisku w Cebu okazało się, że nie dopilnowałem formalności. Rząd Filipin wymaga elektronicznego dokumentu e-Travel, który stanowi potwierdzenie zaszczepienia na Covid-19. E-travel należy zrobić przed przekroczeniem granicy Filipin. Dzięki uprzejmości pogranicznika z Filipin wniosek elektroniczny złożyliśmy na rządowym filipińskim komputerze i otrzymaliśmy niezbędny dokument. Słowo niezbędny należy wziąć w bardzo duży cudzysłów. W czasie 3 tygodniowego pobytu na Filipinach ani razu e-travel nie był nam potrzebny, mimo że lataliśmy samolotami na liniach krajowych, korzystaliśmy z promów i drogowej komunikacji publicznej.
Pierwsze godziny na Filipinach spędziliśmy na lotnisku w Cebu. Zjedliśmy śniadanie w postaci pizzy i obrzydliwego słodkiego napoju typu coca-cola. Przed południem wylecieliśmy krajowym samolotem do Puerto Princessa gdzie faktycznie zaczęła się nasza przygoda z Filipinami. Zabawne jest to, że z Warszawy wylecieliśmy 23 stycznia, a w Puerto Princessa byliśmy 25 stycznia. Na tak długą podróż miało wpływ kilkunastogodzinne oczekiwanie na samolot w Istambule oraz siedmiogodzinna różnica czasu między Europą Środkową a Filipinami.
Dodaj komentarz