Roraima – podróż na szczyt prehistorii
San Francisco de Yuruaní powitało nas upalnym porankiem. Czekając cztery godziny na jeepa, który miał zawieźć nas do Parku Narodowego Canaima, poznaliśmy naszą ekipę: Uli – niemieckiego podróżnika, miejscowego przewodnika i portera. To właśnie oni mieli nam towarzyszyć w sześciodniowej wyprawie na Roraimę – jedną z najstarszych formacji geologicznych na Ziemi, liczącą około 2 miliardów lat.
Przygotowania do wyprawy
W budce strażniczej przy wejściu do parku zapłaciliśmy symboliczną opłatę 10 bolívarów. To właśnie tam dokonaliśmy selekcji bagażu – na szczyt warto zabrać tylko absolutnie niezbędne rzeczy (maksymalnie 10-11 kg). Nasz przewodnik, potomek miejscowych Indian Pemón, pokazał nam, jak prawidłowo spakować plecak:
- Śpiwór (ważny szczególnie na szczycie, gdzie noce bywają chłodne)
- 2-3 koszulki szybkoschnące
- Nieprzemakalna kurtka (deszcz to codzienność na Roraimie)
- Polar na wieczory
- Zapasowe spodnie trekkingowe
- Bielizna i 2-3 pary skarpet (najlepiej merino)
- Tabletki do oczyszczania wody (źródełka to jedyne źródło wody pitnej)
- Podstawowe środki higieny (mokre chusteczki będą nieocenione)
- Ciepła pidżama (temperatura na szczycie może spaść do 5°C)

Pierwsze dni na szlaku
Pierwszy dzień to sześciogodzinny marsz przez wysuszoną sawannę Gran Sabany. 40-stopniowy upał i palące słońce sprawiały, że każdy łyk wody był na wagę złota. Wieczorem, w obozowisku Tek River Camp, po raz pierwszy doświadczyliśmy magii wenezuelskiego nieba – Droga Mleczna rozciągała się nad nami w całej okazałości.
Drugiego dnia szlak stał się bardziej wymagający – kamieniste podejścia, wilgotność sięgająca 100% i pierwsze oznaki zmęczenia. Nasz obóz u podnóża Roraimy był prawdziwą oazą – prymitywna wiata nad rwącą rzeką stała się naszym schronieniem przed ulewnym deszczem.

Atak szczytowy
Trzeciego dnia rozpoczęliśmy właściwą wspinaczkę. Przedzieraliśmy się przez gęstą dżunglę, gdzie każdy krok wymagał wysiłku. W miarę zdobywania wysokości roślinność stawała się coraz rzadsza, aż w końcu dotarliśmy na płaskowyż – krajobraz rodem z science fiction. „Księżycowe” formacje skalne, endemiczne rośliny (jak mięsożerna heliamfora) i wszechobecna mgła tworzyły nieziemską atmosferę.

Życie na szczycie
Dni na szczycie upływały nam na eksploracji tego niezwykłego świata. Odwiedziliśmy:
- „El Foso” – naturalny basen z krystalicznie czystą wodą
- „El Maverick” – charakterystyczną formację skalną
- Punkt potrójnego zbiegu granic Wenezueli, Brazylii i Gujany
Niestety, pogoda nie była dla nas łaskawa – mgła i deszcz ograniczały widoczność. Mimo to, nocleg na 2800 m n.p.m. okazał się mniej ekstremalny niż się spodziewaliśmy – w dobrym śpiworze temperatura 5°C była całkiem znośna.
Powrót do cywilizacji
Schodzenie zajęło nam dwa dni. Po drodze odwiedziliśmy wioskę Indian Pemón, gdzie mogliśmy zobaczyć ich tradycyjne domy z drewna i gliny. To właśnie tam doświadczyliśmy prawdziwej plagi puri-puri – mikroskopijnych muszek, których ukąszenia swędzą przez tygodnie.

Praktyczne wskazówki
Wyprawa na Roraimę to spore wyzwanie logistyczne. Najpopularniejsze opcje to:
- All inclusive (ok. 300 USD za osobę) – z przewodnikiem, porterem, namiotami i wyżywieniem
- Wyprawa podstawowa (ok. 500 USD dla grupy) – tylko z przewodnikiem, resztę organizujemy sami
Pamiętajcie – to wyprawa w stylu survivalowym. Higiena ogranicza się do kąpieli w rzekach, a noclegi w namiotach lub pod gołym niebem. Mimo trudów, Roraima pozostaje jednym z najbardziej magicznych miejsc na Ziemi – warto podjąć to wyzwanie!
Dodaj komentarz