Oaxaca – Kolonialne Perła i Stolica Meksykańskich Smaków

Kolejnym przystankiem na naszej meksykańskiej odysei była Oaxaca – urocze kolonialne miasto wpisane na listę UNESCO, gdzie hiszpańska architektura splata się z żywą tradycją indiańskich ludów Zapoteków i Mixteków. Nocleg znaleźliśmy w centrum za 350 pesos za pokój w hotelu o pretensjonalnie brzmiącej nazwie, który okazał się być położony w dość… barwnej okolicy. Jak się później dowiedzieliśmy, nasz luksusowy hotel znajdował się przy słynnej Calle de la Noche (Ulicy Nocy), gdzie od czasów kolonialnych kwitnie nie tylko życie kulturalne.

Oaxaca zachwyciła nas od pierwszego wejrzenia. W mieście, które w 2022 roku zostało uznane za „Kulturalną Stolicę Ameryk”, na każdym kroku czuć artystycznego ducha. Największe wrażenie zrobił na nas kościół Santo Domingo de Guzmán – perła baroku meksykańskiego. Wnętrze świątyni, ozdobione złoconymi freskami i niesamowitym drzewem genealogicznym założyciela zakonu dominikanów, to świadectwo religijnego zapału i artystycznego kunsztu kolonialnych czasów.

Kościół Santo Domingo w Oaxace
Santo Domingo church in Oaxaca

Czekoladowe Dziedzictwo Oaxaki

W labiryncie kolorowych uliczek trafiliśmy do słynnej „dzielnicy czekolady”, gdzie powietrze przesiąknięte jest aromatem prażonego kakao. Oaxaca od wieków jest mekką miłośników czekolady – to właśnie tutaj tradycja wyrobu czekolady pitnej przetrwała w niemal niezmienionej formie od czasów prekolumbijskich. W małych rodzinnych manufakturach obserwowaliśmy cały proces: od prażenia ziaren kakaowca na glinianych patelniach comales, przez mielenie między kamiennymi metates, aż po formowanie charakterystycznych okrągłych tabliczek.

Ciekawostka: Aztecki napój xocolātl, od którego pochodzi nasze słowo „czekolada”, był pity na zimno z dodatkiem chili, wanilii i miodu. Dopiero Hiszpanie dodali cukier i zaczęli podgrzewać napój, tworząc znaną nam dziś gorącą czekoladę. W Oaxace można spróbować obu wersji – tradycyjnej (często podawanej z tortillą!) i tej słodkiej, kolonialnej.

El Tule – Drzewo, Które Widziało Wieki

Kolejnym punktem naszej wyprawy było El Tule, gdzie rośnie najgrubsze drzewo obu Ameryk – słynny Cyprys z Tule (Árbol del Tule). To żywy pomnik przyrody liczący sobie około 2000 lat – pamiętający czasy, gdy w Monte Albán kwitła cywilizacja Zapoteków. Jego pień o obwodzie 58 metrów (to więcej niż długość szkolnej sali gimnastycznej!) robi oszałamiające wrażenie.

Cyprys z Tule
2000-year-old Cypress in Tule – a living witness to history

Miejscowa legenda mówi, że drzewo zasadził Pechocha, kapłan boga wiatru Ehécatla. Co ciekawe, w korze drzewa można dostrzec kształty przypominające zwierzęta i postacie, które miejscowi nazywają „los animales del Árbol”.


Monte Albán – W Królestwie Zapoteków

Następnego dnia wyruszyliśmy do Monte Albán (przejazd z Oaxaki – 38 pesos, wstęp 45 pesos), jednego z najbardziej imponujących stanowisk archeologicznych Meksyku. To starożytne miasto, założone około 500 roku p.n.e., przez 1300 lat było centrum cywilizacji Zapoteków, zanim zostało opuszczone w tajemniczych okolicznościach.

Rozciągające się na wzgórzu 400 m nad doliną Oaxaki ruiny robią oszałamiające wrażenie. Choć tylko część z nich została odkopana, można sobie wyobrazić potęgę tego miejsca w okresie świetności, gdy zamieszkiwało je 25 tysięcy ludzi. Najciekawsze budowle to:

  • Wielki Plac – serce miasta o wymiarach 300 x 200 metrów
  • Świątynia Dwóch Kolorów – z zachowanymi fragmentami czerwonej i białej stiukowej dekoracji
  • Budynek „D” z charakterystycznymi niszami, które prawdopodobnie służyły do przechowywania urn z prochami zmarłych
  • Boisko do peloty – gdzie rozgrywano rytualne mecze o znaczeniu religijnym i politycznym
Ruiny Monte Albán
Monte Albán

Niestety, podczas naszej wizyty grobowce były zamknięte dla zwiedzających, a w muzeum trwała wymiana ekspozycji. Mimo to, wizyta w Monte Albán to podróż w czasie do świata, gdzie astronomia, matematyka i sztuka osiągnęły niespotykany w tej części świata poziom.

Santa Cruz Huatulco – Rajska Plaża z Historią

Ostatnim przystankiem na naszej trasie było Santa Cruz Huatulco – urokliwe nadmorskie miasteczko, którego nazwa w języku nahuatl oznacza „miejsce, gdzie czczą drewno”. Legenda mówi, że w XVI wieku pirat Thomas Cavendish próbował spalić cudowny krucyfiks pozostawiony tu podobno przez samego św. Tomasza Apostoła, ale drewno nie chciało się palić…

Dziś Huatulco to przede wszystkim dziewicze plaże i krystalicznie czysta woda. W przeciwieństwie do zatłoczonego Cancún czy Acapulco, to miejsce zachowało spokojny, autentyczny charakter. Polecamy szczególnie:

  • Playa La Entrega – idealna do snorkelingu z bogatym podwodnym światem
  • Playa Santa Cruz – z uroczą promenadą i restauracjami serwującymi świeże owoce morza
  • Bahía Maguey – dzika plaża otoczona skałami, do której można dopłynąć łódką

Wieczorem warto wybrać się na malecón (nadmorską promenadę), gdzie lokalni rybacy sprzedają świeże krewetki i ryby, a w tle słychać dźwięki marimby – tradycyjnego instrumentu z tego regionu.

Santa Cruz Huatulco

Oaxaca, Monte Albán i Huatulco pokazały nam różne oblicza Meksyku – od kolonialnego przepychu przez starożytne cywilizacje po rajskie plaże. To kraina, gdzie historia wciąż żyje w codziennych rytuałach, smakach i opowieściach przekazywanych z pokolenia na pokolenie.

Podróż krętymi drogami do Santa Cruz Huatulco trwała ok. 8 godzin. Znaleźliśmy nocleg w hotelu oddalonym ok. 0,5 km od Pacyfiku (250 pesos/pokój). Półtora dnia spędziliśmy na plaży w pięknej zatoczce. Zatoczkę otaczały skaliste wzgórza porośniętymi krzewami. Skwar na plaży łagodziła orzeźwiająca bryza od strony Oceanu i kąpiele wśród wzburzonych fal Pacyfiku. Po dwudniowym relaksie kupiliśmy autokarowe bilety (300 pesos) do San Cristobal de las Casas. Po 11 godzinach jazdy krętymi górskimi drogami dotarliśmy do celu.