Mérida i Celestún: Kolonialny urok, karnawałowe szaleństwo i raj dla miłośników przyrody
Nocny przejazd autobusem za 306 pesos zaprowadził nas do Méridy – tętniącej życiem stolicy stanu Jukatan. To miasto, gdzie kolonialna architektura spotyka się z tropikalnym upałem (nawet 40°C!), a historia Majów przeplata się z hiszpańskim dziedzictwem. Mérida, zwana „Białym Miastem” ze względu na dominujące kolory budynków, to prawdziwa perła południowego Meksyku.
Karnawał jak z bajki
Trafiliśmy na ostatni weekend karnawału – wydarzenie, które Mérida obchodzi z wyjątkowym rozmachem od 1866 roku! Ulicami sunęły barwne platformy (carros alegóricos), będące żywymi reklamami lokalnych produktów – od piwa Corona po słynny jukatański miód. Na platformach, w rytm gorącej salsy i cumbii, tańczyły ubrane w fantazyjne stroje tancerki (nazywane tu „vaqueritas”).
Meksykański zwyczaj rzucania z platform gadżetów (tzw. „throws”) wywoływał prawdziwe szaleństwo wśród widzów. Dzieci walczyły o pluszaki, a dorośli o… podpaski higieniczne (tradycyjny żart karnawałowy!). Do białego rana tańczyliśmy na Plaza Grande przy dźwiękach marimby, obserwując jak starsi Meksykanie wykonują eleganckie danzón – taniec wprowadzony przez kubańskich imigrantów w XIX wieku.

Celestún: Tam, gdzie różowe flamingi tańczą w słońcu
Po karnawałowym szaleństwie potrzebowaliśmy odpoczynku. Za jedyne 40 pesos dotarliśmy do Celestún – rybackiej wioski nad Zatoką Meksykańską, słynącej z Rezerwatu Biosfery Ría Celestún. Wynajęta łódź (150 pesos za grupę) zabrała nas w magiczną podróż przez:
- Różową lagunę – dom tysięcy flamingów, których stada tworzą żywe, różowe chmury nad wodą
- Las namorzynowy – naturalny labirynt korzeni, gdzie spotkaliśmy… krokodyla! (spokojnie, nasz przewodnik znał każdego z imienia)
- Skamieniały las – milczących świadków czasów, gdy półwysep Jukatan był dnem morskim

Ciekawostka: Różowy kolor flamingów zależy od… ich diety! Im więcej spożywają krewetek i glonów bogatych w karotenoidy, tym intensywniejszy jest ich kolor.

Mérida po zachodzie słońca
Wieczorem wróciliśmy do Méridy, by odkryć jej inną twarz. W dzielnicy Santa Ana lokalni artyści prezentowali „vaquerías” – tradycyjne przedstawienia łączące hiszpańskie wpływy z kulturą Majów. W małych „cantinas” degustowaliśmy pocztul – owocowy napój, który Majowie uważali za napój bogów.
Tip dla podróżników: W niedzielę ulice wokół Plaza Grande zamieniają się w wielki deptak (tzw. „domingo cultural”), gdzie można zobaczyć pokazy tradycyjnego tańca jarana i spróbować panuchos – placek z fasolą i mięsem.
W drodze do Chichén Itzá
Kolejny dzień rozpoczęliśmy… marszem przez piekło. 30-stopniowy upał i wilgotność 80% to norma na Jukatanie! Na dworcu ADO kupiliśmy bilety do Chichén Itzá (około 200 pesos), żegnając się z Méridą – miastem, które pokazało nam prawdziwe oblicze meksykańskiej radości życia.
Dodaj komentarz