Granicę gruzińską-armeńską można przekroczyć w kilku punktach. Jedną z opcji jest marszrutka z gruzińskiego Achalciche do armeńskiego Gyumri. Podróż trwa ok 5 godzin, wliczając odprawę na granicy – niecała godzina. Marszrutka kosztuje 10 lari.
Od kolejnego etapu podróży dzieli nas kilka godzin, które spędzamy zwiedzając Gyumri. Na bazarze opodal dworca wymieniamy pieniądze. Początkowo mamy problem z przyzwyczajeniem się do wysokich nominałów. Gruzińskie lari to ok. 1,5 zł. A w Armenii za złotówkę dostaliśmy ok 120 dram.
W miejscowej cukierni jemy śniadanie wyprawy. Świeże bułeczki z nadzieniem owocowym i pyszna kawa. Rozmawiamy o historii miasta, które zostało bardzo zniszczone w czasie tragicznego trzęsienia ziemi w 1988 r.
Po posiłku zwiedzamy centrum miasta. Po jednej stronie Placu Wolności jest budynek Katedry Matki Boskiej (Cathedral of the Holy Mother of God). Został wybudowany w XIX wieku z bardzo ciemnego kamienia.
A po drugiej można zobaczyć bardzo ładny Surp Amenaprkich. Niestety w czerwcu 2019 r jest w remoncie.
Spacerując po Gyumri mam wrażenie, że jestem w Warszawie lub innym polskim mieście w latach 90 XX wieku. Praktycznie każda wolna powierzchnia na chodnikach została zagospodarowana przez handlarzy sprzedających chińskie, rosyjskie lub miejscowe produkty.
O godzinie 13 opuszczamy Gyumri i jedziemy do Vanadzor (800 dram). Trzecie co do wielkości miasto w Armenii jest punktem przesiadkowym dla nas. Bardzo szybko znajdujemy połączenie do Alavardi (1000 dram, z tego co ustaliliśmy sporo przepłaciliśmy za marszrutkę), która jest punktem końcowym długiej podróży. Alaverdi to brzydkie miasto, pięknie usytuowane w Kanonie Debed.
W Alaverdi zatrzymujemy się w eleganckim Old City Hotel. Pokój z łazienką i śniadaniem kosztuje 13k dram. Hotel jest super w przeciwieństwie do miasta. Alaverdi to smutne miasto. Mieszkańcy i samo miasto może być symbolem mrocznych czasów jakie dotknęły postsowiecki blok po rozpadzie CCCP. W czasach komunistycznych kopalnia miedzi w Alavardi była jedną z największych w CCCP. Praktycznie wszyscy mieszkańcy miast bezpośrednia lub pośrednio byli związani z tym zakładem pracy. Pracownicy byli m.in. dowożenie do kopalni kolejką linową, która była również atrakcją turystyczną. Po upadku ZSRR kopalnia podupadała i w końcu zbankrutowała. Ludzie stracili miejsca pracy i źródło dochodów, a miasto podupadło. Symbolem Alavardi jest zamknięta i niszczejąca kopalnia, która góruje nad miastem. Jeden z handlarzy powiedział, że faktyczne bezrobocie w mieście jest ok 80%. Młodzi ludzie po skończeniu edukacji wyjeżdżają do Rosji szukać pracy i szczęścia. W Alavardi zostają ludzie starsi, którzy z nostalgią wspominają czasy komunizmu.
Poza hotelem i kilkoma homestay w blokach, praktycznie nie ma infrastruktury turystycznej w Alavardi. Posiłki spożywamy o ogródkach piwnych nad rzeką. Bardzo przeciętne jedzenie i praktycznie żaden wybór. A miasto ma ogromny potencjał turystyczny. Jest pięknie położone i stanowi doskonały punkt wypadowy do okolicznych atrakcji.
1 Pingback