Trasę z Gondar do Bahir Dar pokonujemy nową, świeżo wyasfaltowaną drogą. Zapewne chińska robota. Nastawiony jestem na ok. 5 godzinną podróż, a tu miła niespodzianką. W Bahir Dar jesteśmy po ok. 3 godzinach.
Zatrzymujemy się w hotelu Tsehay Pension. Pokój dwuosobowy kosztuje 230 birr. Lunch jemy w miejscowej restauracji serwującej fast-food. Za burgera z frytkami, porcja bardzo duża, płacę 65 birr.
Po południu spacerujemy wzdłuż jeziora Tana. Wędrując deptakiem słyszymy śpiewy dochodzące od strony miasta. Idziemy w kierunku odgłosów i dołączamy do procesji, która jest finałem religijnych, 3-dniowych obchodów święta Timkat. Podobnie jak w Gondar ogromna rzesza mieszkańców odświętnie ubranych przemierza ulice miasta, modląc się i śpiewając.
Po zakończeniu uroczystości idziemy wracamy nad jezioro, gdzie w miejscowej kawiarni delektujemy się wyśmienitą kawą i pięknymi widokami na Tana Lake.
Następny dzień rozpoczynamy wcześnie rano. O 6 rano idziemy na przystań, żeby popłynąć promem na półwysep Zege. Kolejka do kasy liczy kilkadziesiąt osób. Stajemy razem z innymi, co wzbudza duże zainteresowanie. Jeden z miejscowych tłumaczy, że ferendżi wynajmują łódki. Pierwszy raz widzi, żeby stali w kolejce po bilet na prom. Po kilkudziesięciu minutach kupujemy bilet. Kierownik punktu sprzedaży próbuje nas orżnąć na 100 birr od biletu. Bilet kosztuje 59 birr a on chce 159. Głośno protestujemy i co jest bardzo sympatyczne stanowczo popierają nas miejscowi pasażerowie. Kupujemy bilet po oficjalnej cenie.
Prom się spóźnia około godziny. Płynie do celu ok. godziny i jest bardzo miło. Uważam, że dłuższa podróż byłaby nudna. Na półwyspie jemy śniadanie i idziemy do kościoła Ura Kidane Mehret. Po drodze zaczepiają nas przewodnicy, którzy próbują sprzedać swoje usługi. Odmawiamy i wbrew informacjom z netu, nie są bardzo namolni. Szybko odpuszczają. Szlak do kościoła jest łatwy do odnalezienia. Można użyć oczywiście nawigacji. Jak zwykle polecam OsmAnd+.
Ura Kidane Mehret z zewnątrz jest rozczarowujący. Na szczęście malowidła z XVI wieku, które zdobią ściany wewnątrz są przepiękne. Tradycyjnie przedstawiają sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Warto dodać, że kościół i wspomniane malowidła zostały poddane renowacji w XX wieku. W cenie biletu jest również niewielkie muzeum, do którego warto zajrzeć.
Opuszczamy Ura Kidane Mehret i maszeruje przez las do kolejnej destynacji. Po drodze mijamy kakaowce. Towarzyszą nam piski małp, które skaczą po gałęziach drzew w niewielkich stadach. Po niewielkiej wspinaczce docieramy do kościoła Bete Selassie. Przepięknie położony kościół ma kształt koła. W środku są dwa okręgi do zewnętrznego mają wstęp wszyscy. Natomiast środkowy mogą oglądać tylko mężczyźni. Wstęp 50 birr.
W tym miejscu mała dygresja dotycząca kościołów na półwyspie Zege, Tana Lake i w Etiopii. Do wielu z nich mają wstęp jedynie mężczyźni. Gdy podróżujecie w mieszanym towarzystwie sprawdźcie czy do kościołów, które zamierzacie odwiedzać mają wstęp również kobiety.
Na jeziorze Tana jest dużo bardziej lub mniej zabytkowych kościołów. Część z nich jest położona na półwyspie. Do pozostałych rozsianych na wyspach można dostać się wynajętą łodzią. Koneser sztuki sakralnej planując pobyt w Etiopii powinien oczywiście zwiedzić jak najwięcej zabytkowych miejsc kultu religijnego etiopskich chrześcijan. Pozostałe osobę nie powinny przesadzać z ilością zwiedzanych kościołów. Najpiękniej wyglądają one wewnątrz. Jednak malowidła są bardzo podobne. Wszystkie przedstawiają sceny zaczerpnięte z Biblii. Za wstęp będziemy płacić od 50 do 100 birr. Przy większej ilości zwiedzanych kościołów zbierze się pokaźna suma.
Wycieczkę po półwyspie Zege kończymy trekkingiem do wioski Afaf. Typowa etiopska wioska, z jedną utwardzoną ulicą wzdłuż, w której pobudowano skromne domy kryte blachą falistą. Samotnie przemierzając osadę w kierunku dworca autobusowego nie wzbudzamy specjalnego zainteresowania dorosłych mieszkańców. Jednak tabuny dzieci idą za nami krzycząc: Ferendzi, you you, i obraźliwe money. Docieramy do dworca, czyli dużego placu. Na autobus czeka kilkudziesięciu Etiopczyków kolejce. Stajemy na końcu. Podjeżdża wysłużony pojazd i pasażerowie zajmują miejsce w autobusie. Nie starczy miejsca dla wszystkich, mimo że Etiopczycy upychają się w pojeździe jak Japończycy w metrze, czy mieszkańcy podwarszawskich miejscowości w środkach komunikacji. Oczywiście Ferendżi nie wsiadają. Szczęśliwie jeden z Etiopczyków, dla którego zabrakło również miejsca, organizuje share taxi. Woła zagubionych obcokrajowców. Biegniemy w stronę pojazdu. Znalazły się i dla nas miejsca, wsiadamy i wielokrotnie dziękujemy Etiopczykowi za pomoc. Przejazd do Dar Bahir kosztuje 15 birr. Na obiad idziemy do restauracji Shore Resort. Filet z ryby za 170 birr jest zjadliwy. Widoki na jezioro są wspaniałe.
Późnym popołudniem zwiedzamy Bahir Dar. Polecam wyprawę na lokalny bazar. Oczywiście uważajcie na złodziei. Na bazarze można sympatycznie pogawędzić ze sprzedawcami. Obok siebie handlują Chrześcijanie i Muzułmanie. Często jedni sprzedawcy polecają innych.
Wcześnie rano wyruszamy na słynny wodospad Blue Nile Falls. Za 15 birr jedziemy transportem publicznym do Tis Abay. Jeszcze tak brudnym autobusem nie jechałem w życiu. Ponadto jeden z pasażerów przewozi benzynę w nieszczelnym plastikowym zbiorniku. Fetor jest tak intensywny, że większości pasażerów robi się niedobrze i co niektórzy wymiotują.
Po drodze mijamy wioski, w których wybudowano bardzo skromne domy. Zbudowane są z łodyg przypominających bambus i kryte blachą falistą. Tis Abay jest podobna do wyżej opisanych miejscowością.
Opłatę w wysokości 50 birr za wejście na szlak prowadzący do wodospadu uiszczamy w Tis Abay. Szlak do Blue Nile Falls jest urozmaicony i piękny. Prowadzi stromymi ścieżkami, które po chwili gwałtownie opadają w dół. Trzy razy przekraczamy Błękitny Nil. Za pierwszym razem przechodzimy zabytkowym, portugalskim, kamiennym mostem z XVII wieku. Drugi współczesny most zrobiony został ze stalowych lin. I po raz ostatni w drodze powrotnej do Tis Abay przepływamy Nil małą łódeczką (20 birr za 3 minuty przyjemności). W czasie trekking do wodospadów cały czas towarzyszą nam dzieci, które próbują sprzedać pamiąteczki. Staramy się je ignorować, rozmawiać po polsku (czasem skuteczny odstraszacz), jednak bez rezultatu. Kupno pamiątki ma efekt odwrotny od zamierzonego. Wprawdzie ubywa jednego małoletniego handlarza, ale na jego miejsce pojawia się kolejnych czterech. W porze suchej Blue Nile Falls nie jest tak wspaniały, jak w czasie pory deszczowej, ale i tak jest imponujący.
Zobaczcie sami na krótkim filmie:
Nad wodospadem można byłoby się wspaniale się zrelaksować, gdyby nie namolne dzieci – sprzedawcy.
W sumie wyprawa nad wodospad zajmuje nam kilka godzin. Z Tis Abay wracamy do Bahir Dar autobusem (1,5 godziny, 15 birr).
Po trzech dniach pobytu na malowniczym jeziorem Tana Lake taksówką (200 birr) jedziemy na lotnisko, skąd samolotem lecimy do Mekele z przesiadką w Addis Abeba. Jeśli spojrzycie na mapa, jest to zupełnie bez sensu, ale nie ma bezpośredniego połączenia lotniczego z Bahir Dar do Mekele.
Dodaj komentarz