Samolot z Bahir Dar do Addis Abeba wznosi się nieba. Z pokładu rozpościera się piękny widok na jezioro Tana. Szczęśliwcy mogą nawet zobaczyć źródła Błękitnego Nilu. Rzeka ma swój początek w jeziorze Tana.
W Addis Abeba zmieniamy samolot. Na przesiadkę mamy jedynie 40 minut. Pracownikom lotniska w tak krótkim czasie udaje się przeładować bagaże między samolotami. Taksówką za 160 birr jedziemy z lotniska do centrum Mekele. Pierwsze kroki kierujemy do agencji turystycznej ETT, gdzie po negocjacjach ustalamy cenę 300 USD/osobę za 3 dniową wycieczkę na wulkan Erta Ale i do depresji Danakil. Zgodnie z obowiązującymi w 2018 r. zasadami indywidualnie nie można zobaczyć w/w miejsc. Obligatoryjnie należy wykupić wycieczkę. W cenie wycieczki jest wszystko poza napojami typu piwo czy cola, dodatkowo płatnymi 20-30 birr.
Pierwszą noc, jeszcze nie wliczoną w wycieczkę, spędzamy w hotelu Super 3 Pension. Pokój dwuosobowy z łazienką i ciepłą wodą kosztuje 250 birr.
Następnego dnia wyruszamy autem 4WD na wycieczkę. W samochodzie są 4 osoby, kierowca i my. Poruszam się w konwoju kilku aut.
Zgodnie z planem pierwszego dnia będziemy zdobywać wulkan Erta Ale. Samochodami 4WD jedziemy do bazy wypadowej zwanej Erta Ale Parking. Droga to prawdziwe wyzwanie dla kierowców survival-owców. Przejazd 12 km zajmuje ponad 1,5 godziny. Pierwszy odcinek jedziemy po grząskim pustynnym piasku, żeby później pokonywać wulkaniczne skały, góra dół i każde koło inaczej. Bez przerwy podskakujemy w aucie.
W bazie zabieramy wodę i ciepła odzież i tuż po zmierzchu przy świetle latarek wyruszam na wulkan. Do przejścia jest ponad 10 km, różnica w poziomie ok 500 m. Początkowo szlak jest płaski i prowadzi po piasku. Później wspinamy się po skałach wulkanicznych. Podłoże nie jest stabilne. Trzeba iść bardzo skupionym, zwłaszcza, że jest noc. Niestety rozwagi brakuje autorowi bloga. Idzie nonszalancko, rozgląda się na boki i zalicza upadek, runąłem jak długi na ostrą wulkaniczną skałę. Noga i dłonie poharatane do krwi. Niestety nie wzięliśmy nic do odkażenia rany. Mam nadzieje, że nie wda się zakażenie. Na szczęście kości całe i idę dalej, tym razem skupiony i patrzę gdzie stawiam nogi. Po ok. 2,5 h. docieramy na szczyt. Do punktu widokowego trzeba zejść w dół. Dość strome zejście zajmuje ok 10-15 minut. I jesteśmy nad wulkanem. W dole widać płynącą lawę. Z krateru wydobywa się dym o aromacie siarki. Jeśli wiatr zawieje w kierunku punktu widokowego, trudno oddychać. Do gorącej lawy od czasu do czasu wpadają skały. Rozlega się trzask i w powietrze wylatują rozżarzone do czerwoności fragmenty skał, które przypominają iskry wydobywające się z piekielnego ogniska. Niesamowite przeżycie. W pełni można docenić potęgę natury. Przez ponad dwie godziny, mimo piekących ran, nie mogę oderwać wzroku do niesamowitego widoku.
Jedziemy dalej. Kolejny przystanek przy malutkich oczkach buzującej oleistej cieczy, która zwiera potas, odpowiedzialny za oleistą strukturę. Na koniec dojeżdżamy do ogromnego solnego jeziora. Woda, czy raczej słona ciecz, ciągnie się po horyzont. Przewodnik informuje, że pod pokładami stałej soli, na których stoimy, jest również podziemne solne jeziora i pewnego dnia wszystko pochłonie solna ciecz. Niewątpliwą atrakcją jest również wysokość na jakiej jesteśmy. Jest to ok. 100 m pod poziomem morza, czyli depresja.
Na koniec jedziemy to prymitywnej kopalni solnej. Afar, plemię zamieszkujące solną pustynie, zajmuje się wydobywaniem soli. Kultywują sposób pracy znany od tysiąclecie na tym terenie. Przy pomocy prymitywnych narzędzi, podobnych do maczety, wycinają bloki solne. Każdy blok ma ten sam wymiar. Sól jest ładowana na wielbłądy. Sztuką jest równomierne rozmieszczenie bloków na grzbiecie zwierzęcia. Jeden wielbłąd dźwiga od 70 do 100 kg soli. Unikając największym upałów bloki są transportowane do najbliższych miasteczek, gdzie towar jest ładowany na ciężarówki i jedzie dalej. Wędrówka Afar’ów i ich wielbłądów trwa od 7 do 10 dni po pustyni solnej w upale sięgającym często ponad 50 stopni.
Z ekonomicznego punktu widzenia wydobycie soli w tak archaiczny sposób jest kompletnie nieopłacalne. Na szczęście rząd Etiopii mając na uwadze brak innych możliwości dochodów na terenach tak nieprzyjaznych dla wszelkiego życia, że nie urośnie tu nawet źdźbło trawy, podjął decyzję o pozwoleniu wydobycia soli jedynie przez członków plemienia Afar. Również transport bloków solnym może odbywać się tylko na wielbłądach prowadzonych przez Afarów. Dzięki tej decyzji jest szansa, że przetrwa tradycyjna metoda wydobycia soli.
Jedziemy dalej. Kolejny przystanek przy malutkich oczkach buzującej oleistej cieczy, która zwiera potas, odpowiedzialny za oleistą strukturę. Na koniec dojeżdżamy do ogromnego solnego jeziora. Woda, czy raczej słona ciecz, ciągnie się po horyzont. Przewodnik informuje, że pod pokładami stałej soli, na których stoimy, jest również podziemne solne jeziora i pewnego dnia wszystko pochłonie solna ciecz. Niewątpliwą atrakcją jest również wysokość na jakiej jesteśmy. Jest to ok. 100 m pod poziomem morza, czyli depresja.
Na koniec jedziemy to prymitywnej kopalni solnej. Afar, plemię zamieszkujące solną pustynie, zajmuje się wydobywaniem soli. Kultywują sposób pracy znany od tysiąclecie na tym terenie. Przy pomocy prymitywnych narzędzi, podobnych do maczety, wycinają bloki solne. Każdy blok ma ten sam wymiar. Sól jest ładowana na wielbłądy. Sztuką jest równomierne rozmieszczenie bloków na grzbiecie zwierzęcia. Jeden wielbłąd dźwiga od 70 do 100 kg soli. Unikając największym upałów bloki są transportowane do najbliższych miasteczek, gdzie towar jest ładowany na ciężarówki i jedzie dalej. Wędrówka Afar’ów i ich wielbłądów trwa od 7 do 10 dni po pustyni solnej w upale sięgającym często ponad 50 stopni.
Z ekonomicznego punktu widzenia wydobycie soli w tak archaiczny sposób jest kompletnie nieopłacalne. Na szczęście rząd Etiopii mając na uwadze brak innych możliwości dochodów na terenach tak nieprzyjaznych dla wszelkiego życia, że nie urośnie tu nawet źdźbło trawy, podjął decyzję o pozwoleniu wydobycia soli jedynie przez członków plemienia Afar. Również transport bloków solnym może odbywać się tylko na wielbłądach prowadzonych przez Afarów. Dzięki tej decyzji jest szansa, że przetrwa tradycyjna metoda wydobycia soli.
Rządowi brakuje wizji połączenia tradycyjnej metody wydobycia soli z turystyką. Obróbka bloków solnych w temperaturze ok 50 stopni, a następnie kilku dniowy transport w karawanie z wielbłądami z pewnością mogłoby zainteresować survivalow’ów, którzy skłonni byliby zapłacić setki, jak nie tysiące dolarów za takie wyzwanie. Niestety rząd nie uczy Afar’ów angielskiego i odpowiedniego podejścia do turystów. Gorąco polecam trekking na wulkan Erta Ale, gorące źródła i Danakil depression. Powyższe atrakcje muszą się znaleźć na liście a must
Po powrocie do Mekele noc spędzamy w hotelu Milano. Za trójkę ze śniadaniem płacimy 650 birr. Warunki są super. Planowaliśmy spędzić w tym hotelu również pierwszą noc, ale pracująca w hotelu recepcjonistką odmówiła wynajęcia pokoju. Zgodnie z zasadami osoby przeciwnej płci, które nie są małżeństwem muszą spać oddzielnie. Również osoby tej samej płci muszą spać oddzielnie. I nie chodzi tu o łóżka, ale pokoje. Pani na recepcji była nieprzejednana. Ostatniej nocy pracował facet, który nie widział żadnego problemu z wynajęciem pokoju naszej trójce.
Następnego dnia jedziemy na lotnisko, transportem zorganizowanym przez biuro podróży ETT. Cena wliczona w 300 USD, które zapłaciliśmy za wycieczkę. Warto o tym pamiętać.
Na lotnisko warto przyjechać trzy godziny wcześniej. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego burdelu na lotnisku. Wszyscy wszędzie się pchają. Jest totalny bałagan na każdym etapie formalności związanych z wylotem. Zaprzyjaźnieni Żydzi, z którymi przechodzimy lotniskową gehennę stwierdzili, że wniesienie bomby do samolotu na lotnisku w Mekele to pikuś. Lotnisko jest fatalnie zarządzane. Szkoda pasażerów, szkoda pracowników. Tragedia.
2018-06-13 at 17:14
Niesamowite miejsce.