Quito – stolica w chmurach i przygoda na równiku
Nasz samolot z Bogoty wylądował w Quito dobrze po północy. Już w Polsce, świadomi specyfiki podróży, zarezerwowaliśmy transfer z lotniska (10 USD) i nocleg w hostelu Colonial House (9 USD za pokój z łazienką na korytarzu). Choć może przepłaciliśmy kilka dolarów za taksówkę, komfort bezpiecznego dotarcia do celu po nocy był bezcenny. Hostel okazał się świetną bazą wypadową – położony w pobliżu starówki, oferował klimatyczne wnętrza w kolonialnym stylu.
Ciekawostka: Quito, położone na wysokości 2850 m n.p.m., jest drugą najwyżej położoną stolicą świata (po La Paz w Boliwii). Kolonialna zabudowa miasta w 1978 roku jako pierwsza na świecie została wpisana na listę UNESCO!
Warunki w hostelu były przyzwoite, choć wieczorami temperatura spadała znacznie (typowe dla andyjskiego klimatu), a woda w prysznicach nie zawsze była gorąca. Prawdziwym odkryciem okazały się śniadania (3 USD) – świeżo wyciskane soki z egzotycznych owoców, sałatki i pyszne jajka sadzone przygotowywane przez miejscowe kobiety w tradycyjnych kapeluszach. Dla zainteresowanych podaję kontakt: info@colonialhousequito.com.
W poszukiwaniu równika – nauka i zabawa w Inti Ňan
Następnego dnia wyruszyliśmy w trójkę do słynnego Muzeum Równika. Podróż okazała się przygodą sama w sobie – za 2 USD dojechaliśmy taksówką do przystanku autobusowego, a następnie lokalnym busem (0,5 USD) przez ponad godzinę przedzieraliśmy się przez malownicze przedmieścia Quito.
Najpierw odwiedziliśmy oficjalne, państwowe muzeum Mitad del Mundo (2 USD) z imponującym pomnikiem równika. Mało kto jednak wie, że to tylko atrapa turystyczna – prawdziwy równik znajduje się 200 metrów dalej! Wystarczy wyjść z muzeum i skręcić w lewo, by po 10 minutach dotrzeć do Museo Inti Ňan (3 USD), gdzie przebiega dokładna linia równikowa.

Zwiedzanie z anglojęzycznym przewodnikiem obejmowało trzy fascynujące części: przyrodę Ekwadoru, kulturę rdzennych mieszkańców oraz – najciekawszą – eksperymenty naukowe na równiku. Widzieliśmy rekonstrukcje indiańskich chat i spreparowane zwierzęta z Amazonii, ale prawdziwą atrakcją były pokazy fizyczne. Na równiku woda spływa prosto w dół, na północnej półkuli wiruje w jedną stronę, a na południowej w drugą! Większość doświadczeń można samodzielnie powtórzyć – to świetna zabawa zarówno dla dzieci, jak i dorosłych.

Rucu Pichincha – nieudana próba podboju wulkanu
Kolejny dzień w Quito zaplanowaliśmy na trekking na Rucu Pichincha (4696 m n.p.m.), wulkan górujący nad stolicą. Wczesnym rankiem taksówką (4 USD) dotarliśmy do Teleférico – kolejki linowej przypominającej tę na Kasprowy Wierch. Za 8,5 USD wjechaliśmy na wysokość 4100 m, skąd rozpoczęliśmy wspinaczkę.
Niestety, andyjska pogoda nas nie oszczędzała. Po godzinie marszu zaczął padać deszcz, który szybko przekształcił się w ulewę. Zmoczeni do suchej nitki, w połowie trasy musieliśmy zawrócić. To był ogromny zawód, zwłaszcza że podobna pogoda pokrzyżowała nasze plany wspinaczki na słynne Cotopaxi (5897 m). Do dziś żałuję tej decyzji, choć była racjonalna – w takich warunkach wspinaczka byłaby niebezpieczna.

Ostatnie chwile w Quito i wyprawa do dżungli
Ostatnie godziny w stolicy spędziliśmy na zwiedzaniu kolonialnego centrum. Klasztor San Francisco i Santa Catalina zachwyciły nas barokowymi zdobieniami i atmosferą dawnych czasów. Quito to sympatyczne miasto, które jednak nie powala na kolana tak jak inne perły Ameryki Łacińskiej.
Zmieniając plany, wykupiliśmy 5-dniową wycieczkę do dżungli (240 USD). Ekwadorska Amazonia to temat na osobny wpis, ale już teraz mogę powiedzieć, że było to jedno z największych przeżyć przyrodniczych w moim życiu!
Porada praktyczna: W Ekwadorze zawsze miej plan B na wypadek niepogody. Andyjski klimat bywa kapryśny, a wiele atrakcji zależy od warunków atmosferycznych. Warto też negocjować ceny wycieczek – szczególnie w niedziele, gdy większość biur podróży jest zamknięta.
Dodaj komentarz