Od Galapagos do Andów: Ekwadorskie przygody w Baños i Quilotoa

Powrót z rajskich wysp Galapagos na kontynent stał się dla nas lekcją ekwadorskiej logistyki. Z Puerto Ayora autobusem (1.80 USD) dotarliśmy do przystani, gdzie za jedyne 0.50 USD przeprawiliśmy się promem na wyspę Baltra. Ciekawostką było, że bagaże podróżowały oddzielnym statkiem – typowa ekwadorska praktyka, która jednak działała sprawnie. Na miejscu czekały już darmowe autobusy na lotnisko, gdzie skrupulatnie sprawdzano nasze potwierdzenia opłaty wjazdowej (100 USD).

Fakt historyczny: Lotnisko na Baltra zostało zbudowane przez Amerykanów podczas II wojny światowej jako baza do obrony Kanału Panamskiego. Dziś to główna brama na Galapagos.

Po krótkim locie do Quito (tym razem bezpośrednim) i taksówką (11 USD) na dworzec, od razu zostaliśmy „załapani” przez naganiaczy oferujących przejazdy do Baños. Za jedyne 3.5 USD w ciągu 3,5 godziny znaleźliśmy się w tym górskim kurorcie, gdzie kobieta w tradycyjnym indiańskim stroju zaproponowała nam nocleg za 6 USD/osobę. Hostel okazał się przyzwoitym miejscem na start.

Widok na Andy w okolicach Baños
Picturesque landscapes of the Andes

Adrenalina w Baños: skoki i spływy

Następnego dnia za 25 USD wykupiliśmy rafting, który okazał się prawdziwym testem odwagi. Po założeniu pianek i kasków (w których Monika wyglądała wyjątkowo atrakcyjnie) przewodnik zaprowadził nas na wiszący most kilkanaście metrów nad rwącą rzeką i… kazał skakać!

Kulturowa ciekawostka: Baños to nieformalna stolica ekstremalnych sportów Ekwadoru. Miejscowość leży u podnóża aktywnego wulkanu Tungurahua, którego ostatnia erupcja miała miejsce w 2016 roku.

Po emocjonujących skokach (w tym moim nieco nieudanym – woda przyjęła mnie głową zamiast stopami) rozpoczął się właściwy spływ. Przewodnik celowo kierował ponton na kamienie, powodując, że regularnie wylatywaliśmy do wody. Podczas gdy Monika i przewodnik flirtowali, my z Argentyńczykami walczyliśmy z wartkim nurtem – ja osobiście zaliczyłem aż cztery „kąpiele”.

Termalne oczyszczenie

Wieczorem odwiedziliśmy słynne termy w Baños (3 USD wstęp). Woda podgrzewana przez wulkaniczne źródła miała ponad 50°C – początkowo nie do wytrzymania, ale stopniowo przyzwyczailiśmy się do temperatury. Kontrastowe kąpiele (gorąca-zimna woda) po całym dniu adrenaliny dały nam niesamowite uczucie odnowy.

Tradycyjnie ubrana kobieta w Ekwadorze
Traditional Indian outfits in the Sierra region

Quilotoa – andyjska perła

Następnego dnia wyruszyliśmy na wycieczkę do krateru Quilotoa (3914 m n.p.m.). Trwająca 3 godziny podróż terenowym jeepem przez Andy była sama w sobie atrakcją – widoki zapierały dech w piersiach, choć z żalem spoglądaliśmy na niezdobyty przez nas wulkan Cotopaxi.

Geologiczna ciekawostka: Jezioro Quilotoa powstało około 800 lat temu po erupcji wulkanu. Jego turkusowa woda zawiera duże ilości minerałów, co nadaje jej charakterystyczny kolor.

Po dotarciu na miejsce wybraliśmy zejście do laguny – stroma ścieżka w dół i jeszcze trudniejsza wspinaczka z powrotem (300-400 m różnicy wysokości). Choć samo jezioro jest przepiękne, proporcja czasu podróży do czasu na miejscu (9 godzin wycieczki, z czego tylko 3 na miejscu) pozostawiała pewien niedosyt. Na pocieszenie – wieczorem znów zanurzyliśmy się w gorących źródłach.

Picturesque landscapes of the Andes

Porady praktyczne:

  • W Baños warto negocjować ceny atrakcji – często można uzyskać zniżki
  • Na wycieczkę do Quilotoa zabierzcie dobre buty trekkingowe i warstwowe ubrania
  • Termy najlepiej odwiedzać wieczorem, gdy temperatura powietrza jest niższa
  • Przy skokach do wody zawsze upewnijcie się co do głębokości