Wstęp
Jak zwykle wyprawa do Tajlandii zaczęła się trochę wcześniej niż lot. Studiowanie przewodników, stron internetowych i książek związanych z wyprawą zajęło ok. 2 miesięcy. Dzięki temu opracowaliśmy optymalną dla naszych wakacji trasę. Nic nie pozostało, jak tylko polecieć do Azji Południowo-Wschodniej. Lot z Frankfurtu do Bangkoku trwał ok. 11 godzin. Dla zaprawionych podróżników nie był męczący, ale też nie dostarczył żadnych wrażeń. Udało się nawet przespać kilka godzin.
Bangkok
Z lotniska pojechaliśmy taksówką (150 BHT) do Banglamphu. Jest to zona turystyczna z ogromną ilością tanich hoteli i restauracji. Po odwiedzeniu kilku z nich zorientowaliśmy się, że ceny mają bardzo dużą rozpiętość od 100 do 600 BHT. Cena w dużej mierze zależy od standardu. Pokoje bez klimatyzacji są o połowę tańsze niż te wyposażone w te cudowne urządzenie. Cudowne, szczególnie w maju, gdy temperatury sięgają 40 stopni przy bardzo dużej wilgotności. Właściciele pensjonatów i hoteli raczej nie byli skłonni do negocjacji cen. Ewentualne bonifikaty miały raczej symboliczny charakter.
Wieczorem na kolacje wspaniała rybka z mniej wspaniałym piwkiem. Tajska kuchnia od pierwszego posiłku do ostatniego była wspaniała. Do tej pory zwiedziłem kilka zakątków świata i tajska kuchnia jest najlepsza. Dużo lepsza od polskiej. Po posiłku udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. Następnego dnia zaczynamy zwiedzanie.
Plany były wielkie, ale wykonanie bardzo skromne. Okazało się, że kolejnego dnia wypadło święto w Tajlandii i musieliśmy zmienić nasze zamiary. Zamiast pałacu cesarskiego zwiedziliśmy China Town. Jest to bardzo ruchliwa część miasta. Zamieszkują ją w większości chińczycy. Wzdłuż ulicy mnóstwo sklepików i restauracji. W jednej z nich zjedliśmy bardzo smaczny obiad i do łóżeczka.
Następnego dnia musimy nadrobić świąteczne zaległości w zwiedzaniu. Z samego rana ruszamy zdobywać Pałac Królewski. Wrażenie jest porażające. Nie widziałem jeszcze takiego przepychu. Większość budynków jest przepięknie zaprojektowana i wykonania. Lśni od złota i drogocennych kamieni. Na terenie kompleksu znajduje się świątynia ze szmaragdowym Buddą. Niewielki posąg jest chyba najważniejszym punktem pielgrzymek dla Tajów.
Warto pamiętać, żeby odpowiednio przygotować się do zwiedzania Grand Palance. Ze względu na buddyjskie świątynie należy być stosownie ubranym. Konieczny jest ubiór zasłaniający kolana i ramiona. Restrykcja dotyczy zarówno kobiet i mężczyzn. Po obejrzeniu olśniewającego pałacu poszliśmy do pobliskiej świątyni Wat Pho. W świątyni znajduje się ogromny posąg leżącego Buddy. Stopy są wyższe do człowieka i zostały ozdobione 108 rysunkami.
Jeden z wieczorów spędziliśmy na słynnej erotycznej ulicy Phat Pong. Oprócz klubów go-go, prostytutek i transwestytów zaczepiających potencjalnych klientów na ulicy były wystawione budki handlowe. Całość wyglądała bardziej jak bazar niż ulica czerwonych lampionów.
Chiang Mai
Podróż z Bangkoku do górzystej północy Tajlandii odbyliśmy w nocnym autokarze. Autokar dotarł na miejsce ok. 6 rano. Zaspani szukaliśmy noclegu. Mimo wczesnej pory udało nam się znaleźć ładny pokój z A/C po 600 BHT.
Pierwszy dzień poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Zwiedziliśmy kilka Pagód i wykupiliśmy trekking po miejscowych górach. Wprawdzie góry, po których chodziliśmy nie były bardzo wysokie, ale przy temperaturze ok. 40 stopni każdy pagórek to duże wyzwanie dla organizmu. Wypiłem hektolitry wody, a t-shirt był cały mokry od potu. Wędrówka była ciekawa. Przez cała drogę otaczały nas gęste lasy, zwane dżunglą. Mijaliśmy jakże egzotyczne bambusy, bananowce i ogromne kopce termitów. Oprócz bogatej fauny i flory zwiedzaliśmy wioski górskie. Bardzo skromne domostwa były zamieszkane przez miejscowych górali i emigrantów z sąsiedniej Birmy. Wycieczka była bardzo męcząca, ale stanowiła fajną odmianę od rutynowego zwiedzania zabytków.
Patong i Phi Phi
Na zakończenie wyprawy polecieliśmy na południe Tajlandii. Samolot wylądował w najpopularniejszym kurorcie turystycznym Tajlandii. Na wyspie Phuket jest ogromna ilość miasteczek turystycznych. Pojechaliśmy z lotniska taksówką do Patongu. Duże, hałaśliwe miasto nie robi dobrego wrażenia na turyście szukającego ciszy i spokoju. Po godzinnym włóczeniu się po mieście znaleźliśmy nocleg w przyzwoitym hotelu prowadzonym przez dwóch Skandynawów. Po zakwaterowaniu pierwsza kąpiel w ciepłym morzu. Było cudownie.
Po smacznym tajskim obiadku udaliśmy się na ulicę rozpusty. Jest to chyba największa atrakcja Patongu. Życie zaczyna się tam po zmroku. Mnóstwo klubów go-go, prostytutek i transwestytów wszelkiej maści.
Bardzo trzeba było przyglądać się żeby odróżnić lady boya od dziewczyny. W sumie lepiej było omijać z daleka bardzie rosłe 'dziewczyny’. Na ulicy panował burdelowski klimat, który na ogół bardzo przyciąga facetów.
Na Phi Phi popłynęliśmy porannym promem. Większość podróży przespałem na górnym pokładzie. Podobno widoki były fajne. Phi Phi jest niewielką wyspą, na której nie uświadczycie samochodu. Rolę taxówek pełnią wózki pchane przez tubylców. Taksówkarze pchając swoje pojazdy wyładowane bagażami przyjezdnych ostrzegają spacerowiczów przez swoim pojazdami wykrzykując pi pi. Stąd właśnie pochodzi nazwa wyspy. Phi Phi jest wyspą wybitnie nastawioną na ruch turystyczny. Praktycznie cała infrastruktura przygotowana jest dla wczasowiczów spragnionych słońca, ciepłej wody i hulanek do białego rana. Miejsc noclegowych jest bardzo dużo. Niestety większość to pokoje dwuosobowe. Ceny w dużej mierze zależą od położenia i standardu. Najdroższe są w hotelach z pięknym widokiem na morze i basenem obok budynku. Bardzo ciekawą ofertą są bungalowy zbudowane nad wzgórzu tuż obok morza. Z ich okien roztacza się przepiękny widok.
Równie bogaty jest wybór restauracji na wyspie. W eleganckiej knajpie zjedliśmy królewski obiad za ok. 70 zł, z homarem w roli głównej. Lepiej prezentował się na talerzu niż smakował. Pozostałe obiady jedliśmy w knajpce dla miejscowych. Były bardzo smaczne i syte, a rachunki nie przekraczały 15 zł.
Odprężenie na plaży. Phi Phi ma do zaoferowania kilka pięknych i piaszczystych plaż. Najładniejszą jest Long Beach. Gdy upał zacznie nam dokuczać można się schłodzić w wodach Morza Andamańskiego. Podobno wokół wyspy jest rafa koralowa. Niestety nie można do niej dotrzeć bezpośrednio z brzegu. Kąpiąc się można zobaczyć małe stadka rybek. Jeden z dni przeznaczonych na wypoczynek spędziliśmy bardzo aktywnie.
Z Gośką wybraliśmy na kajak po morzu. Bardzo lubię pływać kajakiem, ale po morzu jeszcze nie próbowałem. Dostaliśmy specjalny kajak i ruszyliśmy na spotkanie morskim falom. Popłynęliśmy na sąsiednią wyspę Ko Phi Phi Ley. Na tej wyspie nagrano film z Leonardo Di Caprio pt. The Beach.
Po kilku godzinach trudów wiosłowania wróciliśmy na brzeg.
Wieczory spędzaliśmy w miejscowych barach. Większość z nich była pustawa. Anglosaska klientela tłoczyła się w kilku, w tym najpopularniejszym Irish Pubie ;).
Ciekawostki
- Po przylocie do Bangkoku jednym z najbardziej zaskakujących widoków na ulicy jest młoda (20 paroletnia Tajka) w objęciach starszego pana z Europy. Jeśli jest to facet pokroju Seana Connery’ego to wygląda to jeszcze jako tako. Niestety w większości przypadków takie pary są podobne do Łapickiego i jego młodszej o 60 lat żony. Ups, może trochę przesadziłem. W Tajlandii, aż tak źle nie jest. Ale różnica wieku między piękną Tajką i jej sponsorem to ok. 30-40 lat.
- W reklamach Tajlandia przedstawiana jest jako kraj uśmiechniętych ludzi. Oczywiście to przesada. Nikt w Tajlandii nie śmieję się bez przerwy. Natomiast Tajowie, czy Kambodżanie mają inną dużą zaletę – nie okazują negatywnych emocji. Krzyki i wrzaski są oznaką słabości charakteru i mieszkańcy tych krajów starają się być powściągliwi w okazywaniu złości. ADHD to chyba choroba kwalifikująca Taja do szpitala psychiatrycznego.
- Tajska kuchnia jest wspaniała. Wyśmienicie smakują zarówno rosołki jak i bogaty wybór dań rybnych czy z owoców morza. Moim zdaniem jest to najlepsza kuchnia świata. Oczywiście mówię tu o moim podniebieniu i krajach/regionach, które odwiedziłem.
- Szczególnie panom polecam wizytę na erotycznej ulicy Patong na Phukecie. Niesamowite pokazy w klubach go-go, szwędające się prostytutki i transwestyci, a przede wszystkim atmosfera ulicy jest niesamowitym doświadczeniem.
Praktyczne Wskazówki
- lot Lufthansą z Warszawy przez Frankfurt do Bangkoku do 2500 PLN
- kurs wymiany 33 BHT – 1 USD
- Wiza do Tajlandii nic nie zapłaciliśmy. Rząd Tajlandii zrobił promocje, żeby ściągnąć turystów poza sezonem kraju.
- Noclegi . Rozpiętość cen jest bardzo duża. Zależy od standardu i klimatyzacji. W gorących miesiącach bez klimatyzacji nie zaśniecie. Warto jechać do Tajlandii i Kambodży w parzystą ilość osób. W większości hoteli są do dyspozycji pokoje dwu osobowe. Znalezienie trójki bądź jedynki jest bardzo trudne.
- Masaże kosztują od 5-10 USD. Cena zależy do salonu i typu masażu. Polecam tajski lub kambodżański (różnicy nie zauważyłem) masaż całego ciała. Fajny jest też masaż stóp zwany reflexology.
- Pogoda w maju w Tajlandii. Panował bardzo duży upał ok. 40 stopni. Na początku sprawiał on trochę trudności, ale później przyzwyczailiśmy się do pogody i mokrego od potu ubrania. Od czasu do czasu spadał ulewny deszcz. Nie trwał on jednak długo i nie stanowił większej przeszkody w zwiedzaniu. Czy jechać w maju do Azji Płd.-Wsch? Jeżeli jest wybór i możliwości to lepiej pojechać od listopada do marca. Niemniej jednak w maju nie jest tragicznie. Można przyjemnie spędzić czas.
- Bangkok – Grand Palace. Obowiązują restrykcje dotyczące ubioru. Koniecznie należy zasłonić kolana i ramiona.
1 Pingback