Torres del Paine jest tytułową atrakcją parku pod tą samą nazwą znajdującego się na terenie chilijskiej Patagonii. Punktem wypadowym do parku jest Puerto Natales. Z miasteczka codziennie rano odjeżdżały autobusy. Pierwszy autobus odjeżdżał o godz. 700 i po 2 godzinach dojeżdża do Laguna Amarga, gdzie należy kupić bardzo drogie wejściówki do parku. W 2020 r. dostępne były 2 opcje:
- 25000 CLP ( ok. 35 USD) – wejściówka od 1 do 3 dni.
- 35000 CLP ( ok 50 USD) powyżej 3 dni.
Wykupiłem wejściówkę do 3 dni i shuttle bus (3000 CLP) pojechałem do schroniska Refugio Torre Central, gdzie kilka miesięcy wcześniej zarezerwowałem nocleg po absurdalnej, nawet jak na Chile, cenie prawie 90 USD. Podróżnicy z własnym namiotem mogą przenocować na polach namiotowych. Cena miejsca na polu wynosi ok 20 USD. W schronisku zostawiłem plecak i ruszyłem na całodzienny (8-9 godzin) trekking na punkt widokowy na Torres del Paine. Wędrówka jest wymagająca, a najtrudniejszy odcinek mamy do pokonania na końcu, ostatnia godzina. Szlak pnie się po skałach bardzo stromo. Widoki są fajne, zarówno w czasie wędrówki jak i z punktu widokowego na Torres del Paine. Jednak biorąc pod uwagę kosmiczne koszty równie piękne widoki oferują np. góry Kaukazu za dużo mniejszą kasę. Niewątpliwą zaletą wspinaczki była idealna pogoda, a z tym w Patagonii, jak zresztą w każdych górach bywa bardzo różnie. Do schroniska wróciłem pod wieczór, gdzie zjadłem pizze za 14000 CLP (20 USD) z herbatą w torebkach za 2500 CLP (3 USD).
Następnego dnia planowałem pojechać autobusem z Laguna Amarga do Dock Guardería Pudeto, skąd promem do Paine Grande. Paine Grande miał być punktem wypadowym na 2 wędrówki: Glaciar Grey oraz Valle del Frances. Najbardziej zależało mi na trekkingu do punktu widokowego na lodowiec Grey. Niestety, gdy znalazłem się w Laguna Amarga okazało się, że park został zamknięty ze względu na coronavirus i wszyscy musieli wrócić do Puerto Natales. I tak skończyła się moja przygoda z Patagonią. W planie miałem również Perito Moreno i trekking na punkt widokowy na Fitz Roy w Argentynie. Zamknięto również granicę między Argentyną i Chile. Pozostało wracać do Santiago i Europy, co zajęło mi ok. tygodnia i było bardzo stresujące. Odwołano mi 3 loty i musiałem ponieść dodatkowe koszty w wysokości ponad 200 USD. Wyprawa do Patagonii okazała się kompletną porażką. Nie zobaczyłem lodowców, na których najbardziej mi zależało. Podsumowując Chilijska wyprawa okazała się najgorszą podróżą w moim życiu.
Dodaj komentarz